25.01.2012

Slow food, slow motherhood?

O ruchu slow food od jakiegoś czasu jest już głośno. Jego dokładna nazwa brzmi Międzynarodowy Ruch dla Ochrony Prawa do Przyjemności (zachęcająco, prawda? :) i działa już od 1986 roku, zrzeszając obecnie ponad 60 tys. członków, w tym także z Polski (więcej o Slow Food Polska można przeczytać tutaj). Jak dowiadujemy się z manifestu organizacji nasze czasy określone są jako kompletnie podporządkowane cywilizacji przemysłowej i zniewolone przez prędkość, ów zawrotny pęd życia, którego przejawem są m.in. fast food'y Prędkość odwraca naszą uwagę od szczegółów, detali, które stanowią o prawdziwym smaku życia - pozwalamy sobie zapomnieć o jednej z podstawowych wartości egzystencji, jaką jest - dobrze rozumiana - zmysłowa przyjemność. Przyjemność, jaką daje chwila wytchnienia, odpoczynku, spokoju, jaką daje czas spędzony wśród przyjaciół; wreszcie przyjemność ze smakowania - zarówno dobrego jedzenia, jak i po prostu głębi i różnorodności życia. Myślę, że z byciem rodzicem jest trochę tak jak z jedzeniem – są tacy, którzy chcą lub są zmuszeni jadać w fast food'ach i nie można im tego zabronić, ale są też tacy, którzy chcą ze spożywania posiłków czerpać przyjemność i delektować się ich smakiem. Podobnie z rodzicami – są tacy, którzy nie mogą poświęcić dziecku zbyt wiele czasu lub nie chcą, wierząc, że nie jest to niezbędny warunek wychowania dzieci lub że zrobią to za nich inni, i są rodzice, którzy chcą cieszyć się każdą chwilą spędzoną ze swoimi pociechami, być przy nich, wspierać je, dzielić wspólnie smutki i radości. Ja opowiadam się za taką właśnie koncepcją rodzicielstwa – wymagającego pewnego poświęcenia (lub też używając bardziej współczesnego języka: chęci zainwestowania w dziecko) i osobistego zaangażowania oraz czasu, którego mamy dzisiaj tak niewiele (i dodatkowo musimy jeszcze go dzielić między dziecko a życie zawodowe, towarzyskie, rozwijanie swoich pasji czy po prostu odpoczynek). Rodzicielstwa uważnego, przysłuchującego się potrzebom dziecka, a nie spełniającego jedynie ambicje rodzica, rodzicielstwa, z którego korzyści czerpią obie strony – i rodzic, i dziecko. Może więc przyszła pora, by założyć ruch slow motherhood, promujący ideę odkrywania smaków macierzyństwa. Jacyś chętni? :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz