26.01.2012

Potomek Czyngis-chana

Jest nim ponoć moje dziecko, podobnie jak miliony innych dzieci na świecie, które urodziły się z tzw. znamieniem mongolskim. Odkrycia tego dokonała lekarka ortopeda, która podczas rutynowych badań synka zauważyła sino-niebieską plamę nad jego pośladkami i mówiąc szczerze, nieźle nas tym zaskoczyła. Co prawda mieszanka krwi i narodowości w mojej i męża rodzinie przypomina koktajl Mołotowa, ale o znamieniu na skórze u innych krewnych nikt do tej pory nie słyszał. No więc nasze znamię jest sobie, ma się póki co dobrze, choć pewnie z czasem będzie coraz mniej widoczne. A swoją drogą, zawsze uważałam, że genetyka to fascynujący dział nauki, nieprawdaż? :) Rozejrzeliśmy się więc za odpowiednią lekturą dla naszego małego Azjaty, coby podtrzymać tradycje rodu :) Nie było łatwo, ale w końcu po długich poszukiwaniach znaleźliśmy to, czego szukaliśmy. Oto one, Baśnie z azjatyckich stepów, zebrane przez Magdalenę Łakutę, pięknie ilustrowane, wydane przez Wydawnictwo Zielona Sowa (do kupienia m.in. tutaj):





Baśnie mojego dzieciństwa. Jako dziecko gromadziłam bajki i opowiadania z różnych zakątków świata, ale te z obszaru Azji Środkowej zawsze stanowiły jedne z moich ulubionych. Miałam okazję zapoznać się z nimi bezpośrednio u źródła, jako że przez jakiś czas mieszkałam w tamtym regionie. Teraz czytam je na nowo z moim synkiem i odkrywam kolejne fascynujące szczegóły, na które nie zwróciłam uwagi w dzieciństwie. Jak w każdych baśniach są dobrzy i źli, mądrzy i głupi, bogaci i biedni, ale jest też coś więcej, pewna trudna do uchwycenia mądrość Wschodu, przywiązanie do tradycji, pochwała rozwagi i zaradności, szacunek dla starszych. To, czego chciałabym nauczyć mojego synka. Polecam!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz