31.01.2012

Zabawki z papieru

Temat słoni wciąż u nas na tapecie. Od ostatniej wizyty w teatrze we wszystkich naszych zabawach pojawia się wątek dzikich zwierząt. Bardzo mnie to cieszy, bo zawsze to jakaś miła odmiana od niezmordowanych koparek, ciężarówek, traktorów i innych urządzeń z dziecięcego parku maszynowego :) ponieważ w naszych zabawkowych zasobach brakowało paru zwierzaków, które występowały w niedzielnym przedstawieniu, postanowiliśmy sami je sobie stworzyć. Najpierw powstał mały papierowy słonik, złożony w technice origami, a wkrótce dołączyli do niego krokodyl i wąż, zmajstrowane przeze mnie w technice wymyśl-szybko zmontuj-baw się :) i oto efekty naszych działań:



niewielki wysiłek, koszt prawie żaden, a ile frajdy dla dziecka! Planuję w najbliższym czasie jeszcze powiększyć słoniową rodzinkę, dorobić małą scenę z kurtyną i wystawić Słonia Trąbalskiego w naszym domowym teatrzyku, więc do tematu na pewno powrócimy... :)

30.01.2012

Debiut teatralny

Synek debiutował wczoraj w teatrze. W roli widza, rzecz jasna :) Nasz niespełna trzylatek zabrał swoich rodziców na spektakl pt. Nieznośne słoniątko, wystawiany przez warszawski Teatr Guliwer (więcej zdjęć oraz informacji dostępnych jest tutaj):
 

Już na wejściu synka oczarowała atmosfera nowego miejsca, liczba widzów (tych dużych i tych małych), ilość świateł nad naszymi głowami i wokół sceny, kurtyna, zza której miał się zaraz wyłonić zapowiadany przez rodziców słonik oraz dźwięk dzwonków, rozlegających się raz za razem, wzywając wszystkich na widownię. Dla nas z kolei, niesamowitym doświadczeniem była obserwacja naszej pociechy, jak pochłania wszystko dookoła z tą cudowną dziecięcą fascynacją, właściwą tylko rzeczom, z którymi stykamy się w życiu po raz pierwszy. A kiedy przedstawienie się rozpoczęło... synek przez całą pierwszą połowę wpatrywał się jak urzeczony w tytułowego słonika, który próbując poznać świat zadawał dorosłym nieskończoną liczbę pytań, by w końcu samemu wyruszyć na poszukiwanie odpowiedzi. Podziwialiśmy niezwykłą scenografię i muzykę, które w prosty, zrozumiały dla dziecka sposób, oddawały klimat Afryki. Szeptem tłumaczyliśmy synkowi postępowanie słonika i jego bliskich, którzy nie czując się na siłach odpowiadać na niezliczone pytania słonika zbywali go i nazywali 'nieznośnym'. Nie potrafiliśmy tylko wyjaśnić jednego – dlaczego słonik za swoje zachowanie nieustannie był karany przez dorosłych klapsami, a kiedy w końcu jego trąba stała się długa, jak na słonia przystało, on również postanowił karać w ten sposób innych? Czyli 'skoro ja byłem bity, teraz będąc silnym, mogę bić innych'? Czy na pewno taki właśnie przekaz miał trafić do małych widzów (dodam, że przedstawienie było przeznaczone dla dzieci od lat 4)? Mam nadzieję, że nie i cieszę się, że na ten wątek nasze dziecko akurat nie zwróciło uwagi, bo dzięki temu bawiliśmy się naprawdę świetnie, a synek, naładowany wrażeniami nawet przez sen wspominał jeszcze małego, upartego słonika... :)

26.01.2012

Potomek Czyngis-chana

Jest nim ponoć moje dziecko, podobnie jak miliony innych dzieci na świecie, które urodziły się z tzw. znamieniem mongolskim. Odkrycia tego dokonała lekarka ortopeda, która podczas rutynowych badań synka zauważyła sino-niebieską plamę nad jego pośladkami i mówiąc szczerze, nieźle nas tym zaskoczyła. Co prawda mieszanka krwi i narodowości w mojej i męża rodzinie przypomina koktajl Mołotowa, ale o znamieniu na skórze u innych krewnych nikt do tej pory nie słyszał. No więc nasze znamię jest sobie, ma się póki co dobrze, choć pewnie z czasem będzie coraz mniej widoczne. A swoją drogą, zawsze uważałam, że genetyka to fascynujący dział nauki, nieprawdaż? :) Rozejrzeliśmy się więc za odpowiednią lekturą dla naszego małego Azjaty, coby podtrzymać tradycje rodu :) Nie było łatwo, ale w końcu po długich poszukiwaniach znaleźliśmy to, czego szukaliśmy. Oto one, Baśnie z azjatyckich stepów, zebrane przez Magdalenę Łakutę, pięknie ilustrowane, wydane przez Wydawnictwo Zielona Sowa (do kupienia m.in. tutaj):





Baśnie mojego dzieciństwa. Jako dziecko gromadziłam bajki i opowiadania z różnych zakątków świata, ale te z obszaru Azji Środkowej zawsze stanowiły jedne z moich ulubionych. Miałam okazję zapoznać się z nimi bezpośrednio u źródła, jako że przez jakiś czas mieszkałam w tamtym regionie. Teraz czytam je na nowo z moim synkiem i odkrywam kolejne fascynujące szczegóły, na które nie zwróciłam uwagi w dzieciństwie. Jak w każdych baśniach są dobrzy i źli, mądrzy i głupi, bogaci i biedni, ale jest też coś więcej, pewna trudna do uchwycenia mądrość Wschodu, przywiązanie do tradycji, pochwała rozwagi i zaradności, szacunek dla starszych. To, czego chciałabym nauczyć mojego synka. Polecam!

25.01.2012

Slow food, slow motherhood?

O ruchu slow food od jakiegoś czasu jest już głośno. Jego dokładna nazwa brzmi Międzynarodowy Ruch dla Ochrony Prawa do Przyjemności (zachęcająco, prawda? :) i działa już od 1986 roku, zrzeszając obecnie ponad 60 tys. członków, w tym także z Polski (więcej o Slow Food Polska można przeczytać tutaj). Jak dowiadujemy się z manifestu organizacji nasze czasy określone są jako kompletnie podporządkowane cywilizacji przemysłowej i zniewolone przez prędkość, ów zawrotny pęd życia, którego przejawem są m.in. fast food'y Prędkość odwraca naszą uwagę od szczegółów, detali, które stanowią o prawdziwym smaku życia - pozwalamy sobie zapomnieć o jednej z podstawowych wartości egzystencji, jaką jest - dobrze rozumiana - zmysłowa przyjemność. Przyjemność, jaką daje chwila wytchnienia, odpoczynku, spokoju, jaką daje czas spędzony wśród przyjaciół; wreszcie przyjemność ze smakowania - zarówno dobrego jedzenia, jak i po prostu głębi i różnorodności życia. Myślę, że z byciem rodzicem jest trochę tak jak z jedzeniem – są tacy, którzy chcą lub są zmuszeni jadać w fast food'ach i nie można im tego zabronić, ale są też tacy, którzy chcą ze spożywania posiłków czerpać przyjemność i delektować się ich smakiem. Podobnie z rodzicami – są tacy, którzy nie mogą poświęcić dziecku zbyt wiele czasu lub nie chcą, wierząc, że nie jest to niezbędny warunek wychowania dzieci lub że zrobią to za nich inni, i są rodzice, którzy chcą cieszyć się każdą chwilą spędzoną ze swoimi pociechami, być przy nich, wspierać je, dzielić wspólnie smutki i radości. Ja opowiadam się za taką właśnie koncepcją rodzicielstwa – wymagającego pewnego poświęcenia (lub też używając bardziej współczesnego języka: chęci zainwestowania w dziecko) i osobistego zaangażowania oraz czasu, którego mamy dzisiaj tak niewiele (i dodatkowo musimy jeszcze go dzielić między dziecko a życie zawodowe, towarzyskie, rozwijanie swoich pasji czy po prostu odpoczynek). Rodzicielstwa uważnego, przysłuchującego się potrzebom dziecka, a nie spełniającego jedynie ambicje rodzica, rodzicielstwa, z którego korzyści czerpią obie strony – i rodzic, i dziecko. Może więc przyszła pora, by założyć ruch slow motherhood, promujący ideę odkrywania smaków macierzyństwa. Jacyś chętni? :)

24.01.2012

Pierwszy krok

Narodziny synka - pierwszy krok na naszej nowej drodze życia. Wiem, że zwyczajowo określenie to odnosi się do życia małżeńskiego, ale akurat w naszym przypadku to nie ślub był początkiem nowej drogi życia - ten był raczej potwierdzeniem i zachętą do kontynuacji dotychczasowego stanu rzeczy. Co innego macierzyństwo - o tak, to było zdecydowanie coś nowego, przejście na kolejny etap zaawansowania życiowego. Przy czym macierzyństwo liczone od momentu, kiedy dowiedziałam się, że będę mamą. Tak się złożyło, że wyniki odbierałam sama, więc cały wybuch euforii nastąpił tylko i wyłącznie w mojej głowie i sercu. Za to dziewięć miesięcy później to tatuś witał na świecie naszego synka niejako 'w pojedynkę', bo mnie pozwolono zobaczyć moje dziecko dopiero na drugi dzień po porodzie, a na ręce - z pozwolenia lekarzy - wzięłam je kilka dni później. Łatwo nie było, no ale kto mówił, że będzie łatwo? :) Najważniejsze, że wszystko dobrze się skończyło i na tym skupiam moje wspomnienia z tamtego okresu. No, a potem... a potem było już coraz lepiej. I jest z każdym dniem :) I temu właśnie poświęcony ma być ten blog. Temu, czego próbuję uczyć mojego synka i temu, czego on uczy mnie. Naszym zainteresowaniom, refleksjom, radościom i fantazjom, a także naszym podróżom w świat lektur, filmów i zabaw. Zapraszamy!